czwartek, 27 czerwca 2013

Kwiaty, kwiaty, kwiaty....

Zaraz po diamentach to chyba najlepsze przyjaciółki kobiety. Bo która ich nie lubi dostawać? Choćby bez okazji...No właśnie.
W dzisiejszym poście pokaże Wam, że nawet taka osoba jak ja, nienawidząca dostawać kwiaty, pokochała je całym swoim sercem :)

Bo w sumie po co je dostawać? Jak tak sobie nad nimi myślimy to w sumie nie ma z nich pożytku. Jedynie ładnie wyglądają....przez pierwsze 4 dni. Później jest już tylko gorzej. Piękne kolorowe płatki po kolei ustępują, zielone łodygi powoli zniżają się aż w końcu łamią. Nie wspominam tu nawet o milionach niepotrzebnych owadów, które zbierają się dookoła takiego kwiatka.
Zawsze byłam zdania, że kwiat to wróg. Bo w końcu nie jest żadnym symbolem a na pewno nie miłości, która może zwiędnąć tak szybko jak one.

Tak więc pytanie jak się do nich przekonała. A to bardzo proste. Zaczęłam dostawać je od właściwych osób :) Dopiero wtedy zaczęłam o nie dbać. Stawiałam je w najlepszym wazonie, w czystej wodzie, którą zmieniałam co 2 dzień. Patrzyłam się na nie i stwierdziłam, że są bardzo miłym gestem, który warto pielęgnować.

Tak więc doceniajmy takie gesty. Dziękujmy za każdy nawet najdrobniejszy kwiatek zamiast patrzeć na niego spod oka z myślą, że to następny chwast do kolekcji. Nie myślmy, że takie obdarowywanie to dziecinada, bo niektórym może takiej dziecinady brakować :)


N.




Niektóre były tak piękne (kiedy były żywe), że ciężko było się z nimi rozstać ;)
Pierwsze wiosenne tulipany.


Niektóre trzymam do dziś, bo przypominają fajne wspomnienia.


To może nie najbardziej wyszukany bukiet, ale mnie cieszył najbardziej.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz